Kiedy nauczyłam się czytać, jednym z moich ulubionych autorów został Alfred Szklarski. Seria książek o przygodach Tomka pobudzała moją wyobraźnię, przenosiła w daleki i niebezpieczny świat. Chciałam być jak on, poznawać nowe kontynenty, nieznane kraje i mieszkających w nich ludzi. Żyli oni innym życiem, nieznanym, tajemniczym. Chciałam tam pojechać, poznać ich, nauczyć nowych rzeczy. Później trochę podrosłam, zrozumiałam, że to nie jest zadanie dla dziecka..
Dorosłam, ukończyłam szkołę pielęgniarską, mogłam coś dać z siebie… Byłam tam potrzebna! Byłam gotowa! Chciałam jechac! Niestety, jedynym sposobem jaki wtedy znalazłam był wyjazd z siostrami zakonnymi, po wstąpieniu do zakonu. Wiedziałam, że moim powołaniem jest założenie rodziny i macierzyństwo. Musiałam znowu zapomnieć o swoich marzeniach. Moje życie zaprowadziło mnie do Kanady. Tutaj wyszłam za mąż, urodziłam czwórkę dzieci.
Pochłonięta domem, wychowywaniem dzieci porzuciłam swój zawód, ale tęsknota pracy misyjnej ciągle tliła się na dnie mojego serca. .. Między innymi dlatego, że należymy do parafii, którą opiekują się Misjonarze Oblaci Maryii Niepokalanej. Dzięki nim mieliśmy zapewnione wiadomości o tym jak wygląda życie w miejscach, w których oni prowadzą misje. Słyszeliśmy piękne świadectwa misjonarzy opowiadających nam o trudnościach dnia codziennego na dalekim gorącym Madagaskarze czy w mroźnych częściach Północnej Kanady.
Kiedyś mąż namówił mnie, aby zapisać się do Koła Przyjaciół Misji Oblackich. Minęło wiele lat… Niby płaciliśmy składki członkowskie, ale wiele z siebie nie dawaliśmy. Wciaż więcej potrzebni byliśmy własnym dzieciom. Więcej zaczęło się zmieniać w naszym życiu, dzieci stały się bardziej niezależne. Odważyłam się zadeklarować z pomocą dla MAMI. Nie mogę powiedzieć, że dziś przenoszę góry i zmieniam świat. Absolutnie nie! Nie wyjechałam też do Afryki i pewnie nigdy tam nie dotrę. Jednak kiedy nasza grupa misyjna sprzedaje pączki idę pomóc. Kiedy sprzedajemy ciasto też próbuje coś upiec. Kiedy mamy spotkania, idę. Może z wiekiem człowiek staje się troszkę dojrzalszy…
Zrozumiałam, że nie każdy jest stworzony do wielkich celów. Nie wszyscy muszą pracować w egzotycznych miejscach i w bezpośredni sposób pomagać potrzebującym. Wszyscy jednak możemy być misjonarzami poprzez robienie małych, drobnych, na pozór nieważnych, niepotrzebnych, rzeczy…
Z Bożą pomocą właśnie tak pomagamy tym którzy działają na misjach w naszym imieniu… Zbieramy fundusze, które im umożliwiają zakup żywności, lekarstw i innych potrzebnych rzeczy. Umożliwiają głoszenie Słowa Bożego i pozwalają pokazać dobroć naszego Ojca.
Marzenie moich dzieciecych lat spełniło się. Jestem misjonarką…! Mogę pomagać innym. Mogę pokazac własnym dzieciom, że warto czasem się troszkę poświęcić. Jestem misjonarką kiedy dzielę się swoim życiem z moimi kolorowymi przyjaciółmi. Można zrobić tak dużo nie opuszczając miejsca swojego zamieszkania. Żałuję tylko, że odkryłam to tak późno…!
Aleksandra Kaszkur, MAMI
Brampton, Kanada